On the meadow- kłopotliwa biedronka
Wiosna wybuchła mi prosto w twarz… To właśnie maj: wychodzę z domu w prawdziwy busz- drzewa strzeliły soczystą zielenią, gdzieniegdzie kwitną jabłonie, zapach tak odurzający, że aż kręci w nosie i kręci w głowie… Tak było kiedyś. Teraz maseczka przesłania nos (a czasem też oczy), nie czuć zapachów, czerpanie z dóbr wiosny mocno ograniczone. Pomimo, że uwielbiam wiosnę w mieście zawsze marzę też, żeby od niej uciec i odnaleźć tę prawdziwą, na łące. Położyć się w trawie, posłuchać cykania świerszczy, bzyczenia much i pszczół, powdychać zapachy polnych kwiatów, wystawić twarz do słońca i nie myśleć o niczym… Eh, rozmarzyłam się 🙂 Na razie jakiekolwiek wyjście nie sprawia tyle radości. Proponuję więc cieszyć się wiosną w wyobraźni. Pomoże nam w tym dziś blok tematyczny „On the meadow”; blok, który doskonale wpisuje się w mój aktualny stan ducha i w aurę za oknem, a także w naszą ukochaną podstawę programową. Temat także odpowiedni dla rodziców z dziećmi pozostających w domach. Gotowi? Ruszamy!
MEADOW ANIMALS
CZEGO POTRZEBUJĘ: flashcards ze zwierzętami żyjącymi na łące
Jak zwykle zaczynamy od wprowadzenia słownictwa. Tym razem proponuję nieco urozmaicić zajęcia poprzez zmianę techniki wykonania flashcards, a mianowicie obrazki z poszczególnymi elementami umieścić pod kwiatami:
Kwiaty można zrobić różnokolorowe (uwaga!- co bardziej spostrzegawcze dzieci zapamiętają jeden konkretny kwiat i to, co się w nim znajduje i już zawsze będą wybierać właśnie jego 🙂 Ale z drugiej strony- dlaczego im na to nie pozwolić?). Można też upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i przy okazji zrobić powtórkę z kolorów. Tu warianty są dwa: proponujemy dziecku, aby samo wybrało kwiat („choose one”) albo prosimy o określony kolor („check blue”). Przy odwracaniu kwiatów standardowo pytamy „What’s this?”, dzieci nazywają określone zwierzęta w języku polskim, mogą spróbować naśladować je przy pomocy ruchu i gestu, a jeżeli sobie nie radzą- możemy im pomóc i zaproponować ruch kojarzony odtąd z określonym zwierzęciem. Ja zwykle przy tym temacie wprowadzam następujące zwierzęta: ant, bee, bird, fly, frog, butterfly, ladybird, spider, snail. Oczywiście to od Was i od wieku i możliwości Waszej grupy zależy ile i które z nich będą Wam towarzyszyły w spotkaniu na łące.
Do utrwalenia słówek wspaniale nadają się kalambury. Jeżeli pracujecie z maluszkami, najpierw najlepiej jest samemu prezentować zwierzę i w miarę możliwości zachęcać dzieci do podejmowania prób zadawania zagadek innym. Na początku dzieci będą nazywały zwierzęta po polsku i nie ma w tym nic złego; te bardziej nieśmiałe mogą też po prostu wskazywać obrazki. Ważne natomiast jest, żeby nauczycielka jak najczęściej powtarzała poszczególne nazwy jednocześnie dając do zrozumienia dzieciom, że robią postępy: „Yes, it’s an ant!” (pamiętamy o prawidłowych przedimkach).
GO TO…
CZEGO POTRZEBUJĘ: flashcards ze zwierzętami żyjącymi na łące (normalne)
Fajną propozycją do utrwalania słówek jest też zabawa ruchowa: „Go to…”. W różnych częściach sali rozkładamy flashcards ze zwierzętami. Puszczamy muzykę (może „Wiosna” Vivaldiego? Wspaniałe dopełnienie materiału z Waszego Programu Nauczania- jest w co drugim przewodniku metodycznym i , co ważne, na większości płyt dołączanych do tychże przewodników, nie ma więc problemów z dostępnością), zachęcamy dzieci do swobodnej ekspresji ruchowej (niezły zwrot żywcem wyjęty ze sprawozdań z pracy dydaktycznej) i w dowolnym momencie zatrzymujemy nagranie, po czym wydajemy komendę „Go to…spider!”, a wszystkie dzieci na hurrrrrra biegną do obrazka z pająkiem. Potrzeba ruchu zaspokojona, zmiany aktywności również, a tak na samym końcu zaspokojona też moja potrzeba powtarzania i utrwalania słownictwa. Oczywiście w dobie pandemii trzeba wszystko dostosować do warunków lokalowych i ilości dzieci, jaką macie pod opieką w grupie. Może warto przeprowadzić zabawę na podwórku albo rozłożyć więcej flashcards tego samego rodzaju na podłodze?
Mała uwaga. Piszę to, pomimo, że żadnej nauczycielce czy nauczycielowi nie przyjdzie do głowy, że mogłoby być inaczej, ale muszę to napisać: PAMIĘTAMY O BEZPIECZEŃSTWIE. Flashcards nie umieszczamy w pobliżu mebli, pod stołami, przy biurku z ostrymi kantami. Rozglądamy się po sali i eliminujemy potencjalne zagrożenia przed, ale i w trakcie zabaw. Ktoś zapyta: jak dwudziestka dzieci może bezpiecznie dobiec do jednego obrazka w tym samym czasie w sali ze stolikami i regałami? Odpowiadam: może. Nawet grupa z jednostkami wybitnie pobudzonymi sobie poradzi. Uwierzcie mi, mam to przećwiczone przez lata. Oczywiście dużo lepiej było pracować w sali gimnastycznej, bez zbędnych sprzętów, z większą przestrzenią do szaleństwa, ale cóż, hm, gdy się nie ma co się lubi… Także tego. Da się, wszystko się da (może poza trzaskaniem obrotowymi drzwiami, choć śmiem twierdzić, że niektórym z naszych milusińskich mogłoby się to udać 🙂 ). Jeżeli jednak obawiamy się o zdrowie i życie dzieci w instrukcji do zabawy można zaproponować zamiast biegu skradanie się, dojście do odpowiedniego obrazka długimi krokami lub podskokami (potrzeba ruchu zaspokojona x3!). Każdy z Was ma na pewno swój sposób na okiełznanie niekontrolowanego ruchu wychowanków, a może jakieś nowe pomysły już w Was kiełkują? Let them grow! I nie zapomnijcie podzielić się nimi w komentarzach.
LADYBIRDS’ SPOTS
CZEGO POTRZEBUJĘ: szablon biedronki, czarne kropki z papieru
Na początku słów kilka o biedronce. Ktoś może się oburzyć: trudne słówko, długie, dwuczłonowe. Ja też miałam wątpliwości czy dzieci przedszkolne w ogóle powinny mieć styczność z takimi słowami, bo choć my już wiemy, że w naszych zajęciach nie chodzi o naukę jak największej liczby słówek, to one niekoniecznie i trudność w opanowaniu materiału może przedłożyć się na pogorszenie ich samooceny i skutkować niechęcią do zabaw, które im proponujemy. Dlatego, gdy zaczynałam swoją przygodę z angielskim bałam się dłuższych wyrazów i korzystałam tylko z tych prostszych. Do czasu, aż zaskoczyła mnie grupa 5-latków. Znacie piosenkę „Fruit song” (Yummy, yummy to my tummy!)? W jednej ze zwrotek pojawia się watermelon. I właśnie ten watermelon najbardziej mnie zaskoczył, a konkretnie to, jak szybko dzieci nauczyły się tego słowa. Zupełnie mimochodem. Nagle na którychś z zajęć przy powtórce słówek zapytały mnie: “Teacher, a dlaczego nie ma watermelon?”. Totalne zaskoczenie. Oczywiście nie powiedziałam, że uważałam, że to dla nich za trudne tylko na szybko zrobiłam z siebie gapę łapiąc się za głowę i mówiąc: “Oh, I forgot!”. Gdy przemyślałam wszystko na spokojnie, doszłam do wniosku, że trudne słówka przestają być trudne, gdy umieścimy je a) w piosence, b) w rymowance. Wszystko, co powtarzalne, co posiada swoisty rytm sprzyja uczeniu się nowych wyrazów, nawet tych trudnych. Dlatego nie bójmy się dłuższych, dwuczłonowych słów. Umiejętnie je sprzedajmy. Dla naszej ladybird wymyśliłam taką oto piosenkę:
Ladybird, ladybird,
come to me!
Ladybird, ladybird,
one, two, three.
Nie powala skomplikowanym tekstem, ale o to właśnie chodzi. Melodia jest prosta, tekst jest prosty, co więcej można ją wykorzystać w zabawie ruchowej (o tym później). Tekst wspieramy gestem (come to me), liczymy na palcach (1, 2, 3). Kto nie czyta nut może wprowadzić rymowankę, posiłkując się klaskaniem lub tupaniem.
No ale co z tymi kropkami? Rozpisałam się nie o tym, co trzeba. A więc: zabawa jest bardzo prosta: prosimy dzieci, aby usiadły w kole, na środku układamy sylwetę biedronki i układamy na niej kropki, w dowolnej ilości i rozmieszczeniu. „How many spots?”- pytamy i prosimy „Let’s count”. Wspólnie z dziećmi głośno liczymy kropki. Do ilu? To zależy od możliwości grupy. Powiem tylko, że nawet z 3-latkami liczę zwykle dalej niż do trzech- temat ten realizowany jest prawie pod koniec roku szkolnego, można więc pokusić się nawet o 6. Starsze dzieci można poprosić o wskazanie, na której połowie jest więcej lub mniej kropek („Where is more? Where is less?”), jeżeli dzieci poznały już te wyrażenia. Pomocą służą zawsze nasze ręce rozkładane szeroko (more) lub zbliżające się do siebie (less). Kolejny wariant tej zabawy to samodzielne umieszczanie kropek na biedronce przez dzieci wg instrukcji nauczyciela. Pojawia się tu jednak problem dłuuuugiego oczekiwania na swoją kolej, problem, który dla wielu jest nie do zniesienia, skutkuje napięciem, zniechęceniem, wreszcie- powiedzmy sobie szczerze- głupimi pomysłami. Najlepiej byłoby mieć małą biedronkę i zestaw kropek dla każdego dziecka. Mówimy dzieciom: „Put 5 spots down” i patrzymy na efekty, potem wszyscy razem na głos sprawdzamy wykonanie zadania. Wiem, dużo zachodu z wycinaniem, w godzinach pracy nie można, w domu inne obowiązki, nie każdy ma na to czas i ochotę. Kompromisem jest tu dobranie dzieci w pary i… niech sobie radzą 🙂 To tak na przyszłość, bo teraz nie do końca wiadomo czy można. Ale jest dużo zalet takiego rozwiązania- przede wszystkim dla dzieci. Uczą się przy okazji pracy w grupach, a my realizujemy kolejny cel i kształtujemy kolejną umiejętność kluczową. Często w parze jest osoba w ogóle nie zainteresowana aktywnością oraz osoba dominująca, która z kolei robić chce wszystko. Takiej parze możemy zasugerować kolejność wykonywania zadania, zachęcać, aby dzieci wzajemnie się sprawdzały lub po prostu zostawić podział obowiązków taki, jaki one same ustaliły. Nie zmuszamy, bo przecież nie chcemy, aby się zniechęciły tylko z radością uczestniczyły w zajęciach.
Z doświadczenia wiemy, że dzieci niechętnie dzielą się zabawkami i innymi przedmiotami, lubią mieć coś tylko dla siebie, zachęcam więc, żeby każde miało swój zestaw. Ja należę do osób, które nie znoszą wycinać, robię to niedokładnie i gdybym miała wyciąć 25 biedronek to… na pewno zleciłabym to mężowi w domu. Uwaga, jeżeli wycinanie przyprawia Cię o dreszcze mam też inny pomysł. Nie wycinamy całej biedronki, a jedynie czerwone koła. Często takie koła znajdują się też w gotowych zestawach papierowych figur geometrycznych. Sama dostałam taki zestaw kilka lat temu i do dziś nie wykorzystałam wszystkich elementów. Kropki możemy wyciąć przy pomocy dużego dziurkacza (do kupienia w zestawach dziurkaczy ozdobnych). Dużo łatwiejsze, prawda? Ponadto, takie zestawy wykorzystamy w jeszcze jeden sposób. Powiedzmy, że musimy przeprowadzić zajęcia, a akurat bardzo boli nas gardło/głowa/palec, jesteśmy niewyspani, bez humoru lub po prostu brak nam pomysłu na dalszą część zajęć. Rymowanka powtórzona, kropki policzone, każdy ułożył już kilka razy ich różną ilość, a tu jeszcze zostało 7 minut i nie za bardzo wiadomo, co z nimi zrobić. Otóż można szybko zrobić pracę plastyczną. Mało wymagającą, mało kreatywną, ale zawsze. Zostanie po niej i coś w głowie, i coś namacalnego w dłoni; gdy mama spyta po południu: Co robiłeś dziś na angielskim, Adasiu? Adaś spojrzy na pracę i powie dumny: liczyłem kropki biedronki! Wystarczy przykleić koła na kartkę papieru, dokleić kropki (ilość i rozmieszczenie wg uznania), dorysować głowę z czułkami, nogi, gotowe! Proszę pani, ja już zrobiłem! -Ok, well done. How many spots do you have? I tu cię mam, robaczku! Tym sposobem mamy informację zwrotną kto naprawdę potrafi policzyć, a kto przez całe zajęcia zgapiał od kolegi. Sasasasasasa….. 😉
COME TO ME!
CZEGO POTRZEBUJĘ: małe kartoniki ze zwierzętami (tyle ile jest dzieci)
Zabawa jest bardzo prosta, a głównym celem jest utrwalenie słownictwa. Dzieci siedzą w kole (to w czasach przed epidemią, teraz sadzajcie je jak chcecie i jakie macie warunki); losują kartoniki ze zwierzętami. Nauczyciel może zapytać niektóre z nich jakim zwierzątkiem są (od Was zależy czy będziecie pytać tylko ochotników czy na wyrywki- osobiście lubię metodę na wyrywki, bo pozwala utrzymać skupienie w grupie). –Who are you? –I’m a butterfly albo –Butterfly. Młodsze dzieci oczywiście mogą jedynie pokazać obrazek i to też jest ok. Gdy już dowiemy się wszystkiego stajemy na środku i śpiewamy piosenkę z poprzedniej zabawy (lub recytujemy rymowankę) wstawiając nazwę wybranego zwierzęcia w odpowiednim miejscu. (Tu uwaga: o ile butterfly i ladybird pasuje, o tyle inne już nie. Wystarczy jednak przed nazwą umieścić przymiotnik i już wszystko gra i huczy. I tak np. little ant wygląda całkiem dobrze. Ktoś może się pokusić o powtórkę kolorów np. green frog, brown snail, ale tu już trzeba pokombinować z rytmem i przeciąganiem samogłosek). Zadaniem dzieci jest wyłapanie o kim mówi nauczyciel i przyjście do niego. To od Was zależy jak zorganizujecie przestrzeń w sali- moja propozycja- rozłożyć na podłodze w odpowiednich odległościach szarfy/ hula hop/ skakanki, do których wskakiwać będą dzieci. Gdy już wszystkie zwierzęta jednego gatunku są na swoich miejscach możemy im zaproponować: Frogs, let’s jump! Ants, let’s walk! Butterflies, let’s fly! and so on…
Wariant z rymowanką, jeżeli zależy nam na ćwiczeniu pamięci i kształtowaniu umiejętności realizacji rytmu: wspólnie recytujemy tekst poprzedzając to instrukcją np. let’s clap, let’s stomp. Dużo radości sprawia też dzieciom różnicowanie tempa i dynamiki tekstu np. let’s say it sloooow, let’s say it fast; loud(!!!) or quiet. Zwłaszcza loud jest przez dzieciaki uwielbiane, bo w końcu ktoś pozwala im bezkarnie krzyczeć (pomyślcie tylko wcześniej czy przypadkiem w sali obok nie leżakują akurat maluchy lub w pokoju obok pracuje zdalnie mąż, bo nie chcecie przecież narazić się na burę 🙂 ).
Jeszcze jeden wariant tej zabawy przewidziany jest dla starszych dzieci. Bardzo łatwo jest też przeprowadzić go w domu, z uwagi na konieczność zmniejszenia odległości między uczestnikami. Rozdajemy kartoniki każdemu dziecku, zaznaczając przy tym, aby nikomu nie pokazywały, co mają („it’s a secret”). Następnie dzieci odwracają się do siebie (to Wy decydujecie czy dzieci będą bawić się np. przy dwóch krańcach stolika czy gdzie indziej) tworząc pary i wzajemnie przepytują zadając pytania. Oczywiście nie będą to skomplikowane pytania „Are you a spider?” tylko proste pytania i odpowiedzi: -„Spider?” –„No”; „Butterfly?” –„Yes!”. Chodzi o dialog, najprostszy z możliwych, ale dialog. A po zajęciach będziemy mogli powiedzieć dzieciom: widzicie? Rozmawialiście ze sobą w języku angielskim! Duma i satysfakcja bijąca z ich oczu tylko utwierdzą Was w przekonaniu, że warto wymyślać, warto się starać, warto takie zajęcia prowadzić. A co, jeżeli dzieci nie będą pamiętały słówek? Można zachęcić je do stosowania ruchu, gestów i odgłosów, jak przy kalamburach. Wreszcie można też pozwolić dzieciom na korzystanie z dużych flashcards, na które będą po prostu wskazywały. To tak, jak na wakacjach w kraju, którego języka totalnie nie znamy- każdy sposób jest dobry, oby tylko się dogadać!
Większość tych zabaw prowadzę na co dzień w pracy z dziećmi, tym razem musiałam się trochę natrudzić, żeby przemyśleć jak dostosować je do panujących obostrzeń… Jak podobają się Wam dzisiejsze zabawy? Czy znacie jakieś proste rymowanki, dzięki którym dzieciom łatwiej zapamiętać bardziej skomplikowane słowa? Podzielcie się nimi w komentarzach, zainspirujcie innych!